John Boyne

#53 Recenzja „Chłopiec w pasiastej piżamie” John Boyne

#53 Recenzja "Chłopiec w pasiastej piżamie"

"Chłopiec w pasiastej piżamie" John Boyne

Recenzja

Wstęp

Powieść „Chłopiec w pasiastej piżamie” Johna Boyne’a to jedna z tych historii, które pozostawiły we mnie bardzo duży niesmak. Zarówno książka, jak i jej ekranizacja zostały bardzo dobrze odebrane. Zastanawia mnie ten fenomen. Może, gdyby to była pierwsza powieść ukazująca ten okres historyczny, którą bym czytała, to wywołałaby we mnie zachwyt. Jednak jako pierwsze czytałam Medaliony” Zofii Nałkowskiej, a później relacje Seweryny Szmaglewskiej z jej obozowych przeżyć oraz wiele innych pozycji z literatury obozowej. Zdecydowanie nie lubię czytać historii, które zupełnie mijają się z udokumentowanymi faktami. Sam pomysł przedstawienia relacji oczami dziecka był dobry, ale w zderzeniu z zakłamaniami, jakie się w powieści znalazły, nie wywołał we mnie niczego więcej niż złości. Chwilami wręcz ogarniał mnie pusty śmiech. Tyle jest naiwności w tej książce, że aż się nie chce wierzyć, że to relacja dziewięciolatka, syna oficera, który dostał awans na komendanta obozu zagłady. Dlaczego tak uważam?

Daleko od Berlina

Brunon to dziewięciolatek żyjący w Berlinie. Pewnego dnia dowiaduje się, że cała rodzina musi się przeprowadzić. Nikt nie tłumaczy chłopcu, dlaczego tak się dzieje i dokąd wszyscy się przenoszą. Próbuje dowiedzieć się tego od swojej starszej siostry Gretel, ale jak to między rodzeństwem bywa – starsza siostra traktuje go jak malutkiego chłopca, który niczego nie rozumie. I rzeczywiście – zadziwiający jest fakt, że Bruno pochodzący z rodziny z tradycjami wojskowymi, gdzie jego ojciec awansował na komendanta obozu koncentracyjnego, absolutnie niczego nie wie o wojnie. A przecież już dziesięcioletni chłopcy i dziewczynki byli zrzeszani do organizacji młodzieżowej Hitlerjugend. W domu, który odwiedza Adolf Hitler dziwnym wydaje się fakt, że nikt nie wie, czym ma się zajmować głowa rodziny.

Czytając wywody Bruna miałam wrażenie, że nie jest to obraz przedstawiony oczami dziewięciolatka, ale dziecka o wiele młodszego i w dodatku z wadą wymowy. Chłopiec Oświęcim nazywa Po – Świecie, a Führera – Furia. I to ma być ten symbolizm zawarty w tej powieści? Od początku było to dla mnie bardzo męczące. Być może ojciec chciał chronić swoje dzieci przed okropnościami wojny, ale nie wierzę w to, że dzieci w tym wieku i pochodzące z takiej rodziny nie były świadome tego, co się dookoła nich działo. To jest dla mnie absurdalne. Bruno trafia w nowe miejsce i jest nim bardzo rozczarowany. Za wszelką cenę chce się dowiedzieć, dlaczego tak się stało. W tym celu idzie do „Niedostępnego Zawsze Bez Wyjątku” miejsca, czyli gabinetu ojca, by zapytać, dlaczego został zabrany z domu i oderwany od przyjaciół:

„Bruno pokiwał głową, szczerze uradowany, że się nareszcie dowie, czemu wszyscy musieli z wygodnego domu przenieść się w to koszmarne miejsce, bo to z pewnością była największa ze wszystkich krzywd, jakie mu wyrządzono w krótkim życiu.”

Jednak nie poznaje prawdy i ostatecznie bardzo źle się to wszystko kończy.

Szmul

Chłopiec w nowym miejscu bardzo się nudzi, na zabawę z siostrą nie ma co liczyć, a jego przyjaciele zostali w odległym Berlinie. Bruno wymyka się z domu i spaceruje wokół ogrodzonego obozu. Potrafi zniknąć na kilka godzin. To kolejna rzecz, która mnie tu negatywnie zaskoczyła – w domu przebywa lokaj i pokojówka, odpowiedzialni za dzieci, a absolutnie się nimi nie interesują. Rodzeństwo jest pozostawione bez dozoru, co mnie bardzo dziwi. Zwłaszcza, że niemieckie wychowanie było bardzo surowe i pełne nakazów i zakazów. Mimo tego, nikt nie wiedział, jak Bruno spędza czas.

Bruno w czasie jednej z wędrówek spotkał po drugiej stronie drutu kolczastego chłopca – Szmula. Okazało się, że są rówieśnikami. Od tego momentu Brunon codziennie wymykał się na spotkania z nowym przyjacielem. Jedyne, co mnie tu szokowało, to rozmowy chłopców, to zderzenie dwóch światów – tego na wolności i za drutem kolczastym. Zupełne niezrozumienie sytuacji Szmula. Bruno nie pojmował, że chłopiec jest głodny, nie ma nic ciepłego do ubrania. Za to opowiada mu o swoich przygodach i swoim życiu. Dziwi mnie też fakt, że ogrodzenie nie było pod napięciem i bez problemu można było przejść na drugą stronę. A skoro już zostało to tak w książce przedstawione, to dlaczego Szmul wraz z ojcem nie próbowali uciec z obozu? I jak udało mu się godzinami siedzieć przy ogrodzeniu? Zadziwiające, że przez tyle czasu żaden strażnik tego nie odkrył. Książka może byłaby ciekawa i wstrząsająca, gdyby nie zakłamywanie znanych faktów. Gdyby jednak było tutaj więcej prawdy, a nie fikcji oplecionej niby symbolizmem, to bym ją zupełnie inaczej odebrała. Dla mnie ta powieść to bajka o nieświadomym dziecku oficera, którego niewiedza doprowadziła do tragicznego finału. Szokujące było dla mnie tutaj w większości mijanie się przez autora z faktami.

PODSUMOWANIE

„Ambicją Marka Hermana – reżysera ekranizacji – jest, by film znalazł się na liście obowiązkowych tytułów w ramach zajęć szkolnych i służył ku przestrodze pokoleniu, które już wkrótce opowieści o obozach zagłady może włożyć między krwawe anime.”

Nazywanie wydarzeń, które miały miejsce w obozach zagłady „krwawymi anime” jest moim zdaniem niesłuszne. Nie chciałabym, by ta powieść, zakłamująca rzeczywistość wojenną, była przykładem dla młodego pokolenia. Absolutnie nie zgadzam się z wypowiedzią reżysera. Uważam, iż wiedzę o tych wydarzeniach powinno się czerpać z rzetelnej literatury obozowej i pamiętników, które ukazują fakty i są prawdziwą relacją z tego okresu historycznego.

Pomysł przedstawienia wydarzeń opisanych w powieści oczami dziecka był dobry. Szkoda tylko, że nie opierał się na faktach. A dzieci zostały tutaj ukazane jako jednostki absolutnie nieświadome tego, co się wokół nich dzieje. Już od samego początku bardzo mnie to męczyło. Ta rzekoma nieświadomość dzieci z rodziny, w której ojciec jako oficer otrzymuje awans na komendanta obozu zagłady. Język powieści jest prosty – w końcu to opowieść dziewięcioletniego chłopca. Chwilami miałam jednak wrażenie, że to relacja pięciolatka i to z wadą wymowy. A już do szału doprowadzało mnie w pierwszych rozdziałach nadużywanie zwrotu: „…usta rozwarły mu się w kształt literki O.”

Sama symbolika spotkania dwóch chłopców, z dwóch światów, przypadła mi do gustu. Był w tym potencjał, jednak z uwagi na zakłamywanie obrazu obozu zagłady, uważam, że został on zmarnowany. Może moje podejście wynika z tego, iż czytałam wcześniej bardzo dużo literatury obozowej. Powieść „Chłopiec w pasiastej piżamie” powinna być przestrogą. Jeśli dla kogoś ta baśń, która pod osłoną symboliki „wygładza” szokujące wydarzenia, będzie pierwszym spotkaniem z literaturą wojenną, to moim zdaniem wypaczy pogląd osoby czytającej. Jeśli ktoś sięgnie po na przykład relacje Seweryny Szmaglewskiej, wtedy naprawdę może przeżyć szok. To jest dobry przykład powieści napisanej w otoczce symbolizmu z absolutnym pominięciem faktów. Oczywiście, zakończenie było straszne, ale w świetle wcześniejszych opisów, nie zrobiła ta powieść na mnie pozytywnego wrażenia. Można ją przeczytać, by odkryć, jak opisana w niej historia mija się z szeroko znanymi i udokumentowanymi faktami.

Olimpia

Udostępnij

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Podobne prace

Czteropalczaści - Marcin Masłowski

Recenzja „Czteropalczaści” Marcin Masłowski | #141 |

Marcin Masłowski
Karuzela - Justyna Balcewicz

Recenzja „Karuzela” Justyna Balcewicz | #140 |

Justyna Balcewicz
Dom, który widział zbyt wiele

Recenzja „Dom, który widział zbyt wiele” Aneta Grabowska | #139 |

Aneta Grabowska
error: