Adrian John Kenzie

Ostatnie Dni

Prezentacja Książki

Adrian John Kenzie

"Ostatnie dni"

Recenzja "Ostatnie dnie" Adrian John Kenzie

Opis okładkowy

„System awaryjnie wybudził go ze snu w komorze kriogenicznej, w której znajdował się od bardzo dawna. Był sam, klinika była pusta. Gdy wyszedł na ulicę, okazało się, że świat umarł dawno temu. Odkrył, że ludzkość umarła setki lat temu .”

Pozostał sam, przemierzając ruiny upadłej cywilizacji. Ostatni człowiek na ziemi

On i jego pamiętnik

Źródło opisu: okładka powieści
Źródło okładki : od wydawcy

Zwiastun powieści

Kilka słów o Autorze

Adrian John Kenzie

Pisałem od zawsze, pierwszą opowieść stworzyłem, gdy nie potrafiłem jeszcze pisać. Narysowałem ją i podyktowałem mojej babci, która wszystko cierpliwie pisała. To pierwsza rzecz, jaką pamiętam z mojego pisarskiego życia, choć wtedy wcale nie chciałem być pisarzem. Lubiłem tworzyć historie i kreować postacie. W swojej przeszłości napisałem wiele opowieści, które pochłonął czas i pokrył kurz przeszłości. Są to opowieści, których już nie odzyskam.

Jako młody człowiek pracowałem jako sprzedawca i doradca klienta na różnych płaszczyznach handlu i asortymentu. Pierwszą jednak moją pracą była ciężka harówka na złomowisku w zimie. Później wspomniany handel, z którym byłem związany przez okres wielu lat mojego życia. Do pisania wracałem często, ale traktowałem to bardziej jako hobby niż coś więcej. Oczywiście w dorosłym życiu myślałem o pisaniu na poważnie, ale było to poza moim zasięgiem.

Do służby wojskowej zgłosiłem się na ochotnika, uważając służbę za swój obowiązek i miejsce nabycia właściwych mężczyźnie umiejętności posługiwania się bronią. Zresztą uwielbiałem zawsze walkę i z tego powodu kilka lat spędziłem w Akademii Sztuk Walki, gdzie spędziłem wspaniały czas i nauczyłem się wielu rzeczy, które pozostaną ze mną do końca życia.

Jako sprzedawca i handlowiec odnosiłem swoje małe sukcesy w dużych firmach, gdzie byłem ekspertem sprzedaży głównie asortymentu salonów łazienkowych, gdzie nie raz sprzedaż odbywała się na naprawdę wysokich standardach i krawat był elementem ubioru w pracy.

Praca trzymała mnie w pionie nawet wtedy, gdy otarłem się o bezdomność. Znam uczucie, jakie towarzyszy człowiekowi stojącemu na środku ulicy wieczorem, z walizką w ręku i pytaniem: I co teraz? Pamiętam, że jedna rzecz była dla mnie zawsze najważniejsza podczas moich kolejnych bardzo wielu przeprowadzek, zawsze pierwsze pakowałem moje książki, moją kolekcję powieści o Conanie. Zaznaczę, że autor Robert E Howard bardzo mocno ukierunkował mój warsztat pisarski. To był i jest nadal mój ulubiony pisarz.

W międzyczasie dołączyłem do małego bractwa rycerskiego (XIII wiek) i po kilku miesiącach otworzyłem własne, które jako chorągiew innego większego (późnośredniowiecznego) działało ponad dziesięć lat. Opracowałem własną technikę fechtunku, która obok surowej dyscypliny była naturalnym elementem szkolenia, dzięki któremu moi ludzie wygrywali całe turnieje wczesnośredniowieczne, a czasami i mieszane. Odtwarzaliśmy Gwardię Wareską, która wtedy była wielką zagadką i ciężko było rekonstruować ten okres. Był to wspaniały czas w moim życiu, który przepełniony był wyjazdami, turniejami, pokazami i przeróżnymi zlotami odtwórców historycznych oraz wspaniałymi ucztami, gdzie stoły przysłowiowo uginały się od jadła i napitku. W najlepszym okresie w szeregach Gwardii było czterdzieści osób, nigdy szeregi nie stopniały poniżej dwudziestu członków. Wojskowa dyscyplina i poczucie przynależności stworzyło wspaniałych ludzi, wyrzeźbiło ich z zagubionych nieraz nastolatków. Sukcesem był właśnie pobudzenie tych młodych ludzi do działania. Młodzież po szkołach i bez ambicji nagle chciała się uczyć i studiować. Oczywiście historię, archeologię i pokrewne. Pamiętam również miłe chwile, gdy rodzice przychodzili mi dziękować i gratulować. Mówili, że dzięki mojemu bractwu ich nastolatkowie nabierają charakteru i dyscypliny. Wymyśliliśmy wiele rzeczy jako pierwsi, które były później powielane przez innych. Jako pierwsi również stosowaliśmy jeden wzór tarcz w świecie wczesnego średniowiecza, jako naszą wizytówkę. Bywało, że widząc nasze tarcze niektórzy przeciwnicy schodzili z pola. Inną rzeczą była zabawa w topór, polegająca na ustawieniu się w kółko i rzucaniem do siebie ostrym toporkiem. Zabawa była przednia. Tak samo, jak strzelanie do siebie wzajemnie tą samą strzałą. To były czasy wspaniałej przygody, wspaniałej opowieści.

Wyniosłem z tamtych czasów wiele ciekawych umiejętności. Nie będę wyliczał umiejętności związanych z dawnymi rzemiosłami, które opanowałem. Pochodząc z rodziny kowali i rzeźników, pewne rzeczy były we krwi, wystarczyło obudzić dawnego ducha. Miotanie toporami, fechtunek, łucznictwo, rzut włócznią i nożami stały się dla mnie tak naturalne, jak dla wielu ludzi jazda samochodem. Jazda konna też się trafiła, chociaż mam w tej kwestii akurat ogromną przerwę.

Zwieńczeniem tego okresu była praca w ośrodku historycznym, który był średniowiecznym grodem. Przystosowanym oczywiście do dzisiejszych warunków życia, tak więc był tam i hotel oraz karczma. Mieliśmy zwierzęta i były tam organizowane ogromne międzynarodowe imprezy odtwórstwa historycznego. Dodam, że odbyły się tam jedne z pierwszych turniejów full contact w Europie. To nie był teatr ani żadna wyreżyserowana ustawka. To były realne pełno kontaktowe walki rycerskie, gdzie charakter ścierał się z charakterem. Męski dawny świat, który już na zawsze pozostanie w moim sercu.

Na Grodzie miałem swój sklepik z pamiątkami oraz byłem wychowawcą kolonijnym i instruktorem. W wolnych chwilach ćwiczyłem swoje umiejętności w wielu dziedzinach, o których wcześniej już wspomniałem. Strój z epoki dziesiątego wieku stał się moim codziennym ubraniem i niechętnie wracałem do dzisiejszych ubrań.

Okres na Grodzie był stosunkowo krótki i spędziłem tam zaledwie kilka miesięcy. Spędziłem tam wspaniały czas z moją przyszłą żoną i wkrótce porzuciłem tą średniowieczną ostoję. Może to duch pielgrzyma, w każdym bądź razie ruszyłem dalej. Przez kolejne miesiące jeździliśmy z żoną po turniejach rycerskich w całej Polsce i handlowaliśmy pamiątkami i replikami broni białej.

Kolejny etap w moim życiu, to doradca finansowy, gdzie zdobyłem doświadczenie jako sprzedawca usług ubezpieczeniowych i głównie inwestycyjnych. Pracowałem tam kilka lat. Była to francuska korporacja, która sprzedawała produkty z wyższej półki i celowała w poziom klienta vip.

Na obczyźnie zacząłem pisać na poważnie i zamierzam robić to do końca życia. Wyjechaliśmy tam jakiś czas później mimo sukcesów w sprzedaży produktów inwestycyjnych.

Zawędrowałem do Walii, krainy wzgórz, jaskiń i wodospadów. Gdzie owce to codzienność, a dzikie konie biegają po okolicznych łąkach. Z dala od światowego szumu i wielkomiejskiej gonitwy. Czas biegnie wolniej, a świat wydaje się piękniejszy.

Gdzie będę za rok? Nie wiem, ale jestem gotowy na długą wędrówkę.

Adrian John Kenzie

Udostępnij

2 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Podobne prace

Czteropalczaści - Marcin Masłowski

Czteropalczaści

Marcin Masłowski
O sensie życia - Viktor E. Frankl

O sensie życia

Viktor E. Frankl
Lipcowe dziewczyny - Phoebe Locke

Lipcowe dziewczyny

Phobe Locke
error: